
Kinga Fukushima, absolwentka UJ, żona i a psia mama na pełen etat. Tworzy treści na Youtube i Instagramie. Obecnie mieszka i pracuje w Japonii. Jest pełna pasji i zaangażowania. Patrzy krytycznym okiem na Japonię, ale to właśnie tutaj dojrzała i odnalazła siebie. Wytrwale pokonuje swoje lęki i spełnia swoje marzenia.
SŁOWEM WSTĘPU
Katarzyna: Opowiedz krótko o sobie. Kim jest Kinga Fukushima. Jakbyś siebie opisała, a jak widzą Cię inni? Mam na myśli męża, rodzinę, przyjaciół.
Kinga: Jestem przede wszystkim żoną i psią matką na pełen etat. W wolnym czasie prowadzę Instagrama, kanał na YouTube, ale również czytam książki.
Z zewnątrz wyglądam jak typowa nastolatka słuchająca Big Time Rush, ale w środku drzemie we mnie moje alter ego żyjące w latach 30 – tych. Kiedyś dużo pisałam i fantastycznie wspominam te czasy.
Uważam się za osobę szaloną, ale tylko wśród przyjaciół. Mam też wiele lęków, zważając na to, że żyję daleko od domu. Swój dzień najlepiej spędzam w swoim gniazdu, z dala od innych, otoczona tym, co kocham. Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem introwertyczką i jestem z tego dumna.
A jak postrzegają Cię Twoi bliscy?
Właśnie jako taką szaloną osobę, bo tylko przy nich mogę się otworzyć. Jestem znana jako osoba z wieloma pasjami i marzeniami, o które dbam jak o swoje dzieci. Jednak też są oni świadomi tego, że jestem niesamowicie wrażliwa i często emocje biorą we mnie górę.
PASJA I ZAINTERESOWANIA
Obserwuję Cię od dawna w sumie. Prowadzisz kanał na YouTube i masz konto na Instagramie. Bardzo się angażujesz w tworzenie treści w Social mediach. Oczywiście interesujesz się Japonią, ale o Japonii będzie potem. Powiedz najpierw o swojej internetowej działalności, od kiedy i dlaczego i co Ci to daje jako twórcy?
Ciekawe pytanie. Moja przygoda z internetem zaczęła się w 2008, gdy założyłam konto na stronce Glitery.pl. To tam nawiązałam swoje pierwsze przyjaźnie, a dwie z nich nadal trwają! Pozdrawiam Kejt i Karolinę! Dlaczego o tym mówię? Bo to wtedy zaczęłam pisać swoje pierwsze opowiadanie, a potem tworzyłam kolejne. Była to moja pierwsza działalność w internecie, ponieważ ludzie kochali moje wypociny, a ja uwielbiałam się pocić.
W 2012 dostałam swojego pierwszego iPada, więc w końcu mogłam założyć Instagrama! Niestety nie było to tak fenomenalne jak sobie wyobrażałam, że będzie. Pod każdym zdjęciem miałam maksymalnie trzy lajki. Jednak to mnie w ogóle nie zasmucało, bo kochałam dodawać fotki do internetu.
To konto prowadziłam aż do 2020, ale ktoś na niego się włamał, a moja kopalnia contentu została usunięta. To nie złamało mojego ducha, bo wiedziałam, że ludzi wrócą. W końcu obserwują mnie niesamowite osoby.
No i tak jesteśmy w 2021, a mnie obserwuje jak na razie 500 osób, ale to nie ma dla mnie znaczenia. Moi obserwatorzy bardzo chętnie czytają moje posty i dzielą się ze mną swoimi spostrzeżeniami. To mnie niesamowicie uskrzydla.
Jeśli chodzi o YouTube, to historia jest dość komiczna. Ja i moja najlepsza przyjaciółka Kejt w 2014 postanowiłyśmy założyć swój własny kanał, gdzie dodawałybyśmy swoje mini wideo blogi. Niestety skończyło się to tak, że tylko ja tam postowałam i tak kanał stał się mój. Nie mam oczywiście jej tego za złe! Kocham ją całym serduchem 🙂
Do dzisiejszego dnia moje zasięgi są tragiczne i ciężko mi się wybić nawet po tych siedmiu latach. Wiele razy odchodziłam z tej platformy, bo w pewnym momencie nie czułam przyjemności i nie miałam z tego radochy. Jednak dwa miesiące temu powróciłam na mój kanał ze świeżymi pomysłami i super energią! Liczby już nie mają dla mnie znaczenia, bo czuję się fantastycznie, mówiąc do kamery, co tydzień.
Co Ci to daje jako twórcy?
Na pewno kontakt z widzami. Może nie mam ich wielu, ale każdy komentarz, każda wiadomość w DM są dla mnie istotne i zapalają mnie do dalszego działania. Bardzo często jest tak, że moje filmy albo posty uświadamiają coś moim obserwatorom, albo dotykam takich tematów, które dręczyły kogoś od dłuższego czasu. Uwielbiam zbliżać się do moich ludzi, kocham z nimi rozmawiać i dzielić się światopoglądami. Poznałam dzięki temu wielu cudownych ludzi. To właśnie dają mi moje social media.
KSIĄŻKI

Poza social mediami dużo czytasz i piszesz krótkie recenzje, przeczytanych książek. Zawsze lubiłaś czytać czy po prostu w końcu masz na to czas? Jaką literaturę czytasz najchętniej? Masz ulubionego autora?
A no tak, czytam naprawdę sporo. Z czytaniem książek u mnie bywało różnie, wyglądało to jak graf sinusoidy. Nie cierpiałam lektur, ale dzięki mojej mamci i tacie musiałam je czytać i do dzisiaj jestem im za to wdzięczna, bo pewnie wyszłabym na większego tłumoka 😉
Ogólnie nie lubiłam czytać, czytanie kojarzyło mi się z przymusem, czymś, czego nie chciałam. W końcu lektury zawsze średnio trafiają w człowieka jeśli chodzi o tematykę, styl pisania i bohaterów. Do tego te sprawdziany i kartkówki, które zupełnie nas dobijały, nawet jeśli fajnie nam się którąś lekturę czytało.

Pamiętam, że zaczęło się od Harrego Pottera, klasyk, ale wysłuchajcie mnie! Rok 2008, a ja sięgnęłam po raz pierwszy po Harrego Pottera, były to Insygnia Śmierci. Katastrofalna cegła, a ja bez namysłu ruszyłam z nią do kasy. Moja pierwsza książka kupiona z własnej woli! Przeczytałam ją chyba w tydzień i zakochałam się w tej serii po uszy.
Potem było długo nic. Dopiero gdy skończyłam podstawówkę, to w moje ręce wpadła książka „Skrzydła Laurel”, która zawojowała całym moim światem. Powieść o dziewczynie, która zmieniła się we wróżkę sprawiła, że znowu zaczęłam czytać. Sięgałam po coraz więcej tytułów jak np. „Po tamtej stronie Ciebie i mnie” czy „Delirium”. Zakochałam się w książkach, ale nadeszło gimnazjum i nie miałam już czasu na czytanie.
Wróciłam do nich dopiero na studiach, gdy byłam już sercem w Japonii. Sięgałam tylko i wyłącznie po pozycje o niej i muszę przyznać, że dużo ich się nazbierało! Niestety w pewnym momencie czytanie mi się znudziło i zostawiłam za sobą niezłą kupkę nieprzeczytanych perełek.
Później przeprowadziłam się do Japonii i nie mogłam się odnaleźć. Pewnego dnia zamówiłam w końcu książkę Marzi Bisognin, teraz już znaną jako Marzia Kjellberg, mojej bogini i inspiracji. Od ośmiu lat marzyłam przeczytać jej powieść i w końcu byłam w stanie ją dostać. To ona sprawiła, że zakochałam się w czytaniu na nowo i to chyba już na dobre. Ukształtowałam już swoje preferencje i co najbardziej mi podchodzi. Czuję się fantastycznie, gdy biorę do ręki książkę. To dla mnie teraz coś więcej niż tylko stos kartek z literami. Wchodzę w inną rzeczywistość, patrzę oczami bohatera, zastanawiam się nad tym dlaczego tak jest i co zaraz się wydarzy.
O matko, ale się rozpisałam! Po co sięgam? Przede wszystkim thillery psychologiczne i powieści osadzone w latach 20-tych aż do lat 60-tych. Moją ukochaną autorką jest oczywiście B.A Paris, najwybitniejsza moim zdaniem pisarka dreszczowców psychologicznych. Śledzę jej wypowiedzi i jestem niesamowicie nią zainspirowana.
MODA

Jest też moda i tworzenie stylizacji z dawnych lat. Skąd ten pomysł i fascynacja tym światem?
Fajnie, że pytasz o takie rzeczy, wiesz? To prawda, lubię tworzyć od jakiegoś czasu stylizacje bardziej kobiece, i jeśli można je tak nazwać, vintage. Co prawda nie mam wiele takich ciuchów i nie są one jakoś bardzo podobne do tych sprzed lat, ale staram się o tym nie myśleć. Odkryłam w sobie tą kobiecą i elegancką stronę, co nie sądziłam, że kiedykolwiek się wydarzy.
Jest w internecie wiele dziewczyn, które robią to świetnie, np. Karolina Żebrowska czy Jessica Kellgren-Fozard. Ja nie dorastam im do pięt. Zresztą uważam, że jeśli ubrałabym się jak kobieta w latach 30-tych w Ameryce to wyglądałabym co najmniej komicznie. Co nie zmienia faktu, że uwielbiam się edukować, oglądać i słuchać o tych czasach.
Wszystko zaczęło się, gdy byłam jeszcze małym brzdącem, który grał w grę Mafia. Rozgrywała się ona właśnie w latach 30-tych w Chicago. Ta gra była dla mnie zawsze czymś wyjątkowym. Z czasem zaczęłam słuchać więcej muzyki z tego okresu, potem zaczęłam czytać o ubiorze, a nawet o życiu codziennym. Kocham sięgać po filmy i seriale. Otaczam się tym i staram się chłonąć ten świat. Marzę, aby pewnego dnia stworzono taki Disneyland. Byłby to kawałek miasta stylizowany na właśnie ten okres. Samochody, stroje, a nieopodal organizowano by małą imprezę, gdzie by grała muzyka Django Reingharda.
FASCYNACJA JAPONIĄ
Japonia znajdowała się w kręgu Twoich zainteresowań od dawna. Skąd ta miłość do tak odległego kraju? Kiedy to się zaczęło i co Cię urzekło jako młodą dziewczynę? Kultura? Kuchnia? Świat mangi i anime? Muzyka? Dramy? Jak było u Ciebie?
Zgadza się. W sumie nie wiem jak rozpocząć ten temat, bo niby oglądałam Naruto już w podstawówce i była to moja ulubiona wieczorynka, ale nie był to jeszcze moment, gdy zainteresowałam się Japonią.
Wszystko tak właściwie zaczęło się 11 lat temu, gdy przed przypadek trafiłam na animację „Avatar: Legenda Aanga”. To w sumie nie jest anime, ale od tego się zaczęło! Ta historia ma u mnie w serduchu specjalne miejsce, tak samo jak Naruto. Także tak, zaczęło się od anime, jak w większości przypadków 😉
POLSKO – JAPONSKA MIŁOŚĆ

Twój mąż Yuto jest Japończykiem. Jak się poznaliście? Jak Wasza relacja się rozwijała? Dziś jesteście małżeństwem, ale początki pewnie łatwe nie były. Z jakimi trudnościami musieliście się zmierzyć? Jak poradziliście sobie z różnicami kulturowymi, językiem i rozłąką?
Przenosimy się w takim razie do listopada 2015 roku. To wtedy znalazłam Yuto na stronie Interpals, gdzie to szukałam nauczyciela do nauki języka jak i kultury japońskiej. Yuto, jak sam przyznał, kliknął moją wiadomość dość przypadkowo i tak zaczęła się nasza znajomość.
Nasza historia nie jest tak przewidywalna. Na początku nie potrafiłam wyobrazić sobie siebie z nim, w końcu ja byłam jeszcze smarkiem, a on był o 4 lata straszy, pracował w korpo i nosił garnitur! Gdzie to tak!
Po trzech miesiącach ciągłych rozmów na Skype poczułam, że dzieli nas o wiele więcej, niż myślałam. Wyznałam mu, że go lubię. Tu zderzyłam się ze ścianą, w końcu w Japonii stwierdzenie „lubię cię” znaczy o wiele więcej niż dla nas. Zostałam lekko odsunięta, ale dostałam cień nadziei od niego, że może pewnego dnia będziemy razem. Na razie było na to jeszcze za wcześnie.
Przez całe 9 miesięcy pozostawaliśmy w stosunkach przyjacielskich, nie żartuję. On podchodził do sprawy poważnie. Dopiero gdy Yuto przyleciał do Polski, powiedzieliśmy sobie „kocham cię” i tak staliśmy się parą!
Dopiero później zaczęły się schody. Rozstania były z każdym razem trudniejsze, a nie było na tyle pieniędzy, żeby spotykać się częściej. Do tego dochodziła praca Yuto. To był tragiczny okres, w końcu byliśmy w sobie zakochani, a dzieliło nas 8800 km. Jednak dawaliśmy z siebie wszystko, aby zapracować na to, co mamy w tej chwili.
A Różnice kulturowe?
Jak już wspomniałam, zderzyłam się ze ścianą, gdy okazało się, że wyznałam swoje uczucia przez „lubię cię”.
Myślę, że u nas częściej wchodzą w grę różnice charakteru, niż kulturowe. Yuto nie jest tradycyjnym Japończykiem, dzięki Bogu, ale za to jego charakter ze zupełną odwrotnością mojego. Jest niesamowitym optymistą, otwartym na ludzi, osobą, która potrafi się odnaleźć w każdej sytuacji i która nienawidzi narzekania. Jesteśmy zupełną odwrotnością siebie nawzajem, ale staramy się o tym rozmawiać i zrozumieć swoje różnice, a przede wszystkim uczyć się na swoich błędach.
Jak zareagowali na Wasz związek rodzice?
Na początku mało ich interesowała nasza znajomość, nie ingerowali. Dopiero gdy ja zaczęłam o nim więcej mówić, coś zaczęło się dziać. Oczywiście byli lekko sceptycznie do niego nastawieni, jak to moja mamcia powiedziała „napalasz się jak łysy na fabrykę grzebieni”. Chyba nie sądzili, że cokolwiek z tego wyjdzie. Do tego mama nie zgadzała się, abym kiedykolwiek poleciała do Japonii. Dopiero gdy poznali Yuto, potrzebowali dosłownie dzień, aby stwierdzić, że to dobry chłopak i zgodzili się, abym za jakiś czas do niego poleciała. Pokochali Yuto i stał się częścią naszej rodziny. Czasami wydaje mi się, że kochają go bardziej niż mnie 😉
PIERWSZY RAZ W JAPONII

Opowiedz mi o swojej pierwszej podróży do Japonii. Wrażenia, emocje. Co Ci się spodobało a co mniej?
W grudniu 2016 roku po raz pierwszy postawiłam stopę na japońskim archipelagu. Co to było za przeżycie. Do dzisiaj wydaje mi się, że ten cały tydzień był tylko snem, wszystko widzę jak przez mgłę. To była najbardziej magiczna podróż w moim życiu.
Wszystko wydawało mi się wielkie, wysokie, a ludzi było tyle, że nie mogłam ogarnąć wszystkiego wzrokiem. Jakbym wpadła do kompletnie innego świata! Podobało mi się dosłownie wszystko! Każde wspomnienie jest wyjątkowe. Pamiętam jak po przylocie czekałam na Yuto w Starbucksie z walizką i tam zasnęłam. Gdy się obudziłam, zdałam sobie sprawę, że wszystko jest na swoim miejscu. To wtedy zrozumiałam, co to jest za kraj. Po raz pierwszy odwiedziłam Disneyland, zwiedziliśmy z teściową Yamanashi, zjadłam swój pierwszy gyudon. Jednak co najważniejsze. Yuto podczas naszego pierwszego Skype obiecał mi, że gdy do niego przylecę to zabierze mnie na Tokyo Sky Tree. I tak się stało! Wjechaliśmy na najwyższą wieżę w Japonii, byliśmy 634 metry nad ziemią. Sky Tree jest takim naszym symbolem 🙂
JAPONIA TURYSTYCZNIE

Co udało Ci się zwiedzić podczas regularnych wizyt w Japonii?
O matko, ile tego było! Poza tymi wyżej? Yuto zabrał mnie w pełno miejsc. Przede wszystkim pokazał mi Akitę, miejsce, gdzie spędził dzieciństwo. Poznałam jego najlepszych przyjaciół. Yuzawa jest wspaniała, pełno zieleni, gór i czystego powietrza. Coś pięknego.
W dobie pandemii udało nam się jakimś cudem zwiedzić Osakę i kawałek Kioto! Niesamowite! Hakone jest cudowne, osobiście moje ulubione miejsce w Japonii, bo jest tam taka cisza i pełno natury. Byliśmy też w Fukushimie, a ostatnio odwiedziliśmy Enoshimę, czyli japońskie Venice Beach, jak ja na nią mówię.
Nie mogę zapomnieć oczywiście o mojej ukochanej Yokohamie, którą często nawiedzaliśmy.
Ja nie jestem świątynnym świrkiem, więc my na nich się nie skupiamy, gdy gdzieś jedziemy. Dla nas priorytetem są widoki, stragany, jedzenie i atrakcje.
Jakie miejsce najbardziej przypadło Ci do gustu, a jakie jest Twoim ulubionym?
U mnie nie jest to jednoznaczne. Najważniejszymi miejscami dla mnie są:
Enoshima, bo tylko tam mogłam poczuć się w te wakacje swobodnie, mając na sobie braletkę i spodenki, a nikt nie przeszywał mnie wzrokiem. Czułam się tam wolna.
Hakone, bo natura skradła ostatnimi czasy moje serce. Tam poczuliśmy spokój po raz pierwszy od dawna.
Yokohama, bo jest najbliższa mojemu sercu. To tam rozgrywała się moja ulubiona drama „Kyou wa kaisha yasumimasu”. Uwielbiam do niej jeździć, aby po prostu się przejść tymi ulicami.
KONTAKT Z JAPOŃCZYKAMI
Jak odnosili się do Ciebie krewni i przyjaciele Yuto i w ogóle jak byłaś traktowana w tamtym czasie? Jak obcą? Jak odebrałaś ich stosunek do Ciebie? I w ogóle stosunek Japończyków do obcokrajowców?
Nigdy nie doświadczyłam jakichś niemiłych komentarzy w moim kierunku ze strony rodziny i przyjaciół Yuto. Wszyscy przyjęli mnie ciepło i jestem im wszystkim za to wdzięczna, bo nie każdy ma takie szczęście.
Za to inną sprawą jest to, jak obcokrajowcy są traktowani przez Japończyków. Nie mam zamiaru generalizować, ale od kiedy się tutaj przeprowadziłam, to miałam wiele nieprzyjemnych sytuacji z Japończykami. Jednak o tym mówię i na kanale jak i na moim Instagramie, więc nie chcę się tutaj powtarzać.
Staram się nie wpadać w spiralę nienawiści i po prostu mówić o tych rzeczach, aby ten kolorowy i idealny obraz Japonii trochę stonować.
KUCHNIA JAPOŃSKA

Osobiście bardzo lubię kuchnię japońską i bardzo za nią tęsknię. Co najbardziej Ci smakuje? Masz swojego ulubieńca? Ciężko było się przestawić na inne smaki niż te w Polsce?
U mnie na pierwszym miejscu jest niezmiennie negitoro! Co prawda nie jest to najzdrowsza potrawa, ale jest tak pyszna, że jestem gotowa grzeszyć codziennie 😉 Chahan jest tak prostym i pysznym daniem, że nie da się go nie lubić.
Jednak podczas pobytu tutaj zauważyłam, że nie jestem w stanie już jeść mięsa. Mówię tutaj o mięsie z dużą ilością tłuszczu. Od jakiegoś czasu staram się unikać mięsa, jak tylko mogę. Nie wiem, czy mnie to przeraża, czy nie. Nie mogłam żyć bez mięsa, a tu taka odmiana.
No i powiem to: TĘSKNIĘ ZA POLSKĄ KUCHNIĄ!
JAPOŃSKI
Język japoński, jak to wyglądało u Ciebie? Uczyłaś się języka podczas studiów i samodzielnie. Japoński do łatwych nie należy, zwłaszcza jak trzeba się nim posługiwać. Jaki był Twój stosunek do tego języka. Co było łatwe a co trudne podczas nauki. Lubisz się go uczyć? Miałaś problemy z mówieniem?
Tak, po raz pierwszy usiadłam do japońskiego 11 lat temu, gdy to kupiłam swój pierwszy „Kurs w miesiąc”, ale to, co zobaczyłam, przytłoczyło mnie i zrezygnowałam po tygodniu.
Drugie podejście było w 2015, gdy to zerwałam ze swoim chłopakiem i upadłam na samo dno. Pewnego dnia postanowiłam, że muszę się czymś zająć, bo w przeciwnym razie stracę głowę. Uczyłam się porządniej. Pamiętam, jak na lekcjach historii wykonywałam zadania w „Japoński nie gryzie”. Moja przyjaciółka Jula nadal się z tego śmieje.
Niestety samodzielna nauka nie była na tylko owocna, aby umieć coś powiedzieć. Brakowało mi systematyczności, a potem rozpoczęłam studia, więc japoński odłożyłam na bok. Dopiero na drugim semestrze pierwszego roku moich studiów Kulturoznawstwa na UJ rozpoczęłam lektorat z japońskiego. Byłam do samego końca najlepsza w grupie, mogę nawet nazwać siebie mentorem. Niestety wiele zajęć nam przepadało, grupa miałam kijowe nastawienie, zlewane było wszystko. Dlatego z czasem zaczęłam tracić motywację, a język nie sprawiał mi już przyjemności.
Gdy byłam na drugim roku, nawet chodziłam na zajęcia na trzeci rok i również szło mi świetnie. Wtedy poczułam się o wiele pewniej ze swoją wiedzą i czułam, że jestem w stanie jej używać.
Z prawdziwym życiem zderzyłam się dopiero tutaj, bo pomimo tego, że tyrałam całe trzy lata, tutaj nie potrafiłam przebić się przez barierę, a to, co wydawało mi się niesamowitym poziomem języka, nie miało większego znaczenia. Po trzech miesiącach tutaj przestałam zaglądać do książek, a moja miłość do nauki wyparowała…
JLPT

JLPT, czyli egzamin z języka japońskiego. Zdałaś N5 i N4. Ten drugi już w Japonii. Jak wyglądała Twoja nauka do egzaminu. Co myślisz o samym egzaminie i poziomie testu. Planujesz kolejne poziomy?
Zgadza się! Jak już wyżej wspomniałam, nienawidziłam się uczyć i nie chciałam się do niczego zmuszać. W tamtym okresie wytknięto mi, że od kiedy się tutaj przeprowadziłam, to nie zaglądnęłam do książek. Tak, a o co chodzi? Czy to grzech? Pójdę do piekła? Dlaczego oceniamy kogoś przez pryzmat tego czy się uczy, czy nie? Harowałam przez trzy lata na studiach i nie pozwolę komuś mnie oceniać. Jak będziesz miał/a dom, męża, pracę, zwierzaka albo dziecko to wtedy pogadamy.
Gdy zbliżał się rok 2021 Yuto powiedział mi, że powinnam podejść do N4, bo nawet bez nauki bym go spokojnie zdała. Wtedy pomyślałam, że co mi to szkodzi. No i tak wróciłam na tory. Początki były tragiczne, bo musiałam się nieźle namęczyć, aby wszystko na nowo poukładać w swoich szufladach. Miałam się poddać, serio. Dopiero gdy zaczęłam zauważać coraz, to większe postępy dało mi to niezłego kopa.
Podchodząc do N5, nałożyłam na siebie ogromną presję. Chciałam wszystkim udowodnić, że potrafię. Internetowi, rodzinie, lektorom, ludziom z grupy. Musiałam pokazać, że jestem najlepsza.
Zaś tym razem postanowiłam, że podejdę do N4, ale tym razem TYLKO DLA SIEBIE i jestem z tego dumna. Czuję się świetnie, bo pokazałam sama sobie, że jeszcze potrafię się uczyć.
Egzamin JLPT jest przydatny, jeśli chcesz się sprawdzić, ale nie nauczy on cię języka, który będzie jeden do jeden taki jakiego potrzebujesz, żyjąc tutaj. I nie powinno się tego on niego wymagać. Certyfikat jest przydatny do znalezienia pracy, ale nie jest decydujący. Wiele osób tego dalej nie pojmuje.
Moim zdaniem sam egzamin N4 był bardzo podobny do N5 pod względem stopnia trudności. Przyjemnie mi się go pisało i wyszłam z niego ze spokojną głową.
Oczywiście, że planuję kolejne! Chcę podejść do N3. Może za rok, może za dwa? Teraz pracuję nad czymś wielkim i chcę całą swoją uwagę skupić właśnie na tym.
ŻYCIE W JAPONII
Po ślubie wyprowadziłaś się do Japonii. Było Ci trudno zmienić otoczenie? Jak wyglądały Twoje początki w Japonii?
Pierwsze 3 miesiące były super, bo wydawało mi się, że złapałam pana Boga za nogi. Żyłam swoim życiem i czerpałam z niego jak najwięcej.
Dopiero potem zauważyłam, że pojawiają się problemy językowe, stres związany ze sprawami urzędowymi, objawił się u mnie lęk społeczny, do tego doszła tak zwane homesick, czyli tęsknota za domem.
Z czasem również zmieniły mi się zainteresowania i styl ubierania. Japonia wpadła o parę szczebelków w dół. Nie miałam tutaj przyjaciół, czułam się niesamowicie samotna. Do tego jeszcze doszła pandemia, która tylko pogłębiła moje lęki i uczucie odizolowania.
Jednak nie wszystko jest takie, jak sobie zaplanowaliśmy, życie ma dla nas swój własny scenariusz.
Japonia turystycznie a Japonia na co dzień, to na pewno spora różnica. Jak to widzisz? Już pewnie masz swoje zadanie na temat Japonii, już trochę tam mieszkasz. Fascynacja minęła i zapewne dostrzegasz wady tego kraju. Co możesz powiedzieć w tej kwestii?
Zdecydowanie tak! Wyjazd na tydzień a życie na stałe to dwa różne światy. Jak już wspomniałam, moja fascynacja Japonią mija, a ja każdego dnia zapisuję w moim „notatniczku narzekalstwa” kolejne minusy życia w tym kraju. Pokazuję ten kraj w krzywym zwierciadle, jakie są realia, jacy są ludzie, jak bardzo skomplikowany jest ten kraj. Nie wszyscy mnie słuchają i komentują to jako narzekanie, ale ja wiem swoje.
Jestem jedną z niewielu osób, które, mieszkając tutaj, nie czują się dobrze w tym otoczeniu. Większość jednak nadal ma zarajkę na Japonię i przedstawia go w trochę przekoloryzowanym stylu. Ja stoję na straży, aby to nie wymknęło się spod kontroli.
Co jak na razie jest w moim „notatniczku narzekalstwa”? Japońscy zboczeńcy, wilgotne lato, droga usługa medicure, brak książek po polsku w księgarniach, sklepy ze zwierzakami, drogie owoce i mało słodyczy z Europy, brak organizacji pod każdym względem, skomplikowana procedura wysyłania paczek itd. Aby usłyszeć więcej, zapraszam na mojego Instagrama i kanał na YouTube!
Jest tego pełno, ale jednak staram się z całych sił nie zniechęcać się i mówić o tym wszystkim, aby obraz Japonii był bardziej realistyczny.
PRACA
Podjęłaś pracę w Japonii. Początki były pewnie trudne. Brak doświadczenia i nieznajomość języka pewnie utrudniały szukanie pracy, ale Ci się udało. Opowiedz mi o tym jak to było i jak się odnalazłaś w pracy?
Tak, w Abercrombie pracuję od półtora roku i jest to moja pierwsza praca w życiu. Pracuję na pół etatu jako Stock Associate.
Zaczęło się od tego, że Yuto pracował tam do 2013, o ile dobrze pamiętam i był tam bardzo cenionym pracownikiem. Wiele tam od siebie dawał. Dlatego gdy głowiłam się, gdzie będę pracować gdy już się tutaj przeprowadzę, Yuto zaproponował mi właśnie Abercrombie. Na początku nie byłam przekonana, bo styl sklepu zupełnie nie pasował do mojego.
Z czasem zdałam sobie sprawę, że nawet po studiach nie mam żadnego fachu ani wiedzy, która przydałaby się w jakiejś branży. Do tego dochodził słaby poziom mojego języka. No i tak wylądowałam na rozmowie o pracę w obsłudze klienta w Abercrombie & Fitch.
Poszła ona gorzej niż źle, bo nie potrafiłam nawet jednego zdania skleić po japońsku. Na wszystkie pytania odpowiadałam po angielsku i straciłam wiele punktów.
Po dwóch dniach otrzymałam telefon, że dostałam pracę. Co prawda tylko na posadzie Stock Associate, czyli magazynierki, co bardzo mnie zasmuciło, bo oznaczało to, że mój język nie był na tyle dobry, aby obsługiwać klientów. No ale koniec końców przystałam na propozycję, stawiając warunek, że po 3 miesiącach przejdę z magazynierki na obsługę klienta.
Początki były straszne, tak bardzo chciałam się zwolnić. Czułam ogromną presję, nie wiedziałam nic, a każdy błąd wiązał się z upomnieniem. Wydawało mi się, że nikt mnie nie lubi i wszyscy są wręcz podirytowani moją osobą. Nie mogłam znaleźć przyjaciół, wszyscy wydawali się jacyś tacy odlegli. Przez pierwsze dwa miesiące nie pracowałam wiele, bo nie dostawałam zmian.
W maju 2020 roku sklep został tymczasowo zamknięty ze względu na pandemię, ale gdy został on otwarty w czerwcu, wróciłam z nową energią i chęcią do nauki. Chciałam zarabiać lepsze pieniądze i zdobyć doświadczenie.
I tak do teraz pracuję średnio po 15h tygodniowo, statystycznie więcej od reszty. Cieszę się, że tutaj pracuję, bo w końcu zdałam sobie sprawę, że nie znalazłabym lepszego miejsca do przezwyciężenia swoich lęków, przebicia się przez barierę językową i zdobycie wartościowych znajomości. Dzisiaj moje menagerki mnie wręcz kochają, szanują moją pracę i to jest dla mnie wystarczająca nagroda.
PRZYSZŁOŚĆ
Jakie masz plany na przyszłość. Co chcesz robić dalej? Na czym się teraz skupisz? Planujecie zostać z Yuto w Japonii czy może zamieszkacie w Polsce?
Na ten moment wracam na tory jeśli chodzi o kanał, dodaję co tydzień nowy materiał i staram się być jak najbardziej aktywna na Instagramie, ale co poza tym?
Dużo pracuję, bo zbliża się koncert mojego ukochanego zespołu. Big Time Rush prawdopodobnie za rok odwiedzi Europę, więc ja i moja przyjaciółka Kejt ciężko tyramy, aby potem zdobyć swój upragniony pierwszy rząd.
Od półtora roku pracuję nad czymś dużym, czymś, co może się okazać moją drogą. Tylko najbliższe mi osoby doskonale wiedzą, o czym mówię. Jest to dla mnie spełnieniem największego marzenia, ale postanowiłam, że utrzymam to w tajemnicy do samego końca. Bądźcie gotowi na petardę. Mam nadzieję, że Wam się spodoba to co trzymam w podziemiach. Jeszcze trochę.
Do tego mamy z Yuto pomysł na świetny, ale kosztowny biznes. Nie jestem w stanie nic powiedzieć, gdyż jest to świeży temat, ale fajnie byłoby, jakby się udało. Polacy w Japonii mogą się ucieszyć! Ale to dopiero za jakiś czas.
Tak! Planujemy z Yuto przeprowadzić się do Polski, ale to za dwa, może pięć lat. Przyszłość jest nam nieznana i nie chcemy stawiać niczego na szali. Dajemy się ponieść i korzystać z czasu, który tutaj spędzamy.
KINGA KIEDYŚ I DZIŚ


Jak widzisz siebie teraz i z perspektywy czasu, zmieniłaś się?
Zmieniłam się i to drastycznie. Przede wszystkim dorosłam! Dbam o nasz dom, zajmuję się naszym adopciakiem Pon-chankiem, pracuję, ale też znajduję czas na pasje. Muszę powiedzieć, że bardzo przypominam teraz moją mamcię, bo to po niej mam ten pedantyzm i jestem z tego bardzo zadowolona, że wyrosłam na taką mądrą i dużą dziewczynkę!
Jednak nie stałoby się to gdybym tutaj nie zamieszkała. Dlatego też nie żałuję, że tutaj trafiłam i niczego bym nie zmieniła. Nie powinniśmy cofać czasu, bo wiele rzeczy byśmy stracili.
Jak życie w Japonii na Ciebie wpłynęło?
Dzięki przeprowadzce tutaj odkryłam siebie, swoje ciało, miłość do mojej rodziny i przyjaciół, odkryłam swoją drogę i pasje. Doszłam do tego co dla mnie tak naprawdę jest najważniejsze. Może Japonia nie jest moim idealnym miejscem na świecie, jak myślałam, ale za to znalazłam swoje miejsce na świecie i nie mówię tutaj o fizycznym aspekcie. Mówię tutaj o moim miejscu w samej sobie. Czuję, że jestem w odpowiednim miejscu i chcę tutaj zostać na dłużej.
Dla porównania dwa zdjęcia. Pierwsze przedstawia mnie niedługo po przeprowadzce tutaj, a druga mnie po mojej transformacji. Zwróć uwagę na mój styl ubierania się, postawę, widać, że się zmieniłam z zewnątrz jak i wewnątrz. Jestem pewniejsza siebie, bardziej doświadczona i staram się pokazywać więcej ciała. Wiadomo, na pierwszym zdjęciu jest chyba listopad, a na drugim lipiec, ale przemiana jest widoczna.
Dziękuję Ci Kinga za rozmowę i wyczerpujące odpowiedzi. Bardzo podobają mi się Twoje przemyślenia na temat Japonii i determinacja w realizacji marzeń. Życzę Ci powodzenia i wielu sukcesów w życiu zawodowym i prywatnym. Kto wie, może kiedyś spotkamy się w Japonii.
Serdecznie zapraszam na YouTube i Instagram Kingi. Niedawno Kinga udzieliła wywiadu dla magazynu Styl i można go przeczytać tutaj.
Wszystkie zdjęcia użyte w artykule, pochodzą z prywatnego archiwum Kingi i zostały użyte za jej zgodą.
KOCHAM TEN WYWIAD. Jeszcze nigdy nie widziałam tak szczegółowych pytań, coś cudownego 😀 Dobra robota, Kaśka!