
Wanda Dittrich i Mariusz Wirski – niespokojne duchy, podróżnicy i pasjonaci kinematografii. Robią to co kochają i starają się pozostać wierni sobie. Piszą i tworzą filmy oraz odnoszą sukcesy. Od młodzieńczych lat interesują się literaturą i filmem. Ukończyli Uniwersytet Gdański. Kreatywni i niezależni artyści, którzy wyrażają siebie za pomocą filmu. Idą własną drogą z kamerą w ręku.
Powiedźcie o sobie i oczywiście co robicie teraz? Trochę czasu minęło od naszego ostatniego spotkania.
WD: Z perspektywy czasu uważam, że najlepszym określeniem, które pasuje do nas to podróżnicy. Jakby to powiedziała Maria Janion, „Galernicy wyobraźni”. Mieszkaliśmy w Trójmieście, w tej chwili mieszkamy w Anglii i nie wiemy dokąd nas wywieje. Jednak bez względu na to, w jakiej przestrzeni się znajdujemy, wydaje mi się, że pozostajemy wierni sobie i robimy to co sprawia nam przyjemność.
MW: Ostatnią dekadę spędziliśmy na nauce, konferencjach, festiwalach i kręceniu filmów. Razem skończyliśmy Filologię polską, a potem Studia doktoranckie na Uniwersytecie Gdańskim. Ja jeszcze podjąłem naukę w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku na kierunku Intermedia oraz reżyserię w Akademii Filmu i Telewizji w Warszawie. Rzeczywiście jesteśmy niespokojnymi duszami. Ostatnie lata w Polsce skłoniły nas do wyjazdu za granicę. Na jak długo – nie mam pojęcia. Nasze życie jest inne od tego, co robiliśmy przez ostatnie lata, ale kto wie, co przyniesie przyszłość. Wiem jedno, poznawanie nowych miejsc, podróże to dla mnie podstawa.
POCZĄTKI
Początki Waszej miłości do filmów. Pamiętam, że byliście na specjalizacji filmoznawczej z tego co kojarzę.
WD: Za moją obecność na filmoznawstwie odpowiedzialny jest Werner Herzog. Reżyser, którego twórczość w największym stopniu oddziaływała na mnie w wieku lat nastu – może razem z Peterem Weirem – chociaż jednocześnie muszę przyznać, że genów nie da się oszukać, a oboje moi rodzice to poloniści i filmoznawcy. Być może z tego wynika miłość do literatury i kina, którą nasiąkałam.
MW: Moją fascynację kinem rozbudziły Szczęki Stevena Spielberga, które obejrzałem po raz pierwszy w wieku 6 lat. Do dzisiaj uwielbiam ten film. Miłością do horroru zaraziły mnie z kolei Ptaki Alfreda Hitchcocka. Mając kilka lat nałogowo oglądałem teledyski. Może dlatego do dzisiaj najważniejsza jest dla mnie strona audiowizualna, a fabuła jest drugorzędna. W okresie podstawówki oglądałem masowo filmy każdego gatunku. Okres liceum i wczesnych studiów pamiętam przez pryzmat oglądanej klasyki – zainteresowałem się wówczas francuską Nową Falą, ekspresjonizmem i impresjonizmem filmowym, a przede wszystkim kinem autorów i kinem gatunków. Filmoznawstwo w ramach Filologii polskiej na Uniwersytecie Gdańskim było naturalnym wyborem, do którego jednak musiałem dojrzeć, bo był to dopiero mój drugi kierunek studiów.
Działalność filmoznawcza podczas studiów. Klub filmowy, zajęcia na specjalizacji i czas doktoratu, który pewnie też był z tej dziedziny.
WD: W swoim czasie braliśmy udział z Mariuszem w kole filmoznawców na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Gdańskiego, Dyskusyjnym Klubie Filmowym na Wydziale Kulturoznawstwa UG, DKF-ie w parafii we Wrzeszczu i DKF-ie Miłość blondynki na UG. To ostatni DKF jest tym, z którym jestem w największym stopniu związana. Cały czas piszemy do siebie z Tomaszem Pupaczem, prowadzącym „Miłość blondynki” od wielu lat. Doktorat i konferencje, podczas niego organizowaliśmy, a także publikacje, sprawiały mi wielką przyjemność i sądziłam, że dane mi będzie kontynuować. Okazało się jednak inaczej. Stopień naukowy i konferencje nie były elementem finalnym, a jedynie przejściowym w moim życiu.
MW: Studia były wspaniałym czasem. Zdecydowany nadmiar rzeczy, które robiłem wcale mi nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie motywował mnie do dalszej i bardziej efektywnej pracy. Z jednej strony były DKF-y, o których wspominała Wanda, w ramach których współorganizowaliśmy liczne pokazy i cykle filmowe, z drugiej strony liczne konferencje naukowe, w których braliśmy udział jako prelegenci, a potem organizatorzy. W tym czasie – w 2008 roku – założyliśmy z przyjaciółmi, Agnieszką Dąbrowską, Anią Jackowską, Karoliną Zbróg i Mariuszem Hybiakiem, grupę filmową MWM Art Film, która – po licznych zmianach osobowych – istnieje do dzisiaj. Obecnie oprócz nas tworzą ją M. Hybiak oraz Piotr Zarzycki. Tydzień upływał na nauce, organizacji i uczestnictwie w imprezach filmowych, pisaniu prac naukowych, a także na wymyślaniu na poczekaniu kolejnych pomysłów na filmy. Ja pod koniec ostatniego roku na UG zamarzyłem o studiach reżyserskich lub artystycznych, co udało mi się urzeczywistnić dopiero po paru latach, już będąc na doktoracie. To był niesamowity okres.
MIŁOŚĆ DO FILMÓW
Co Was pociąga w filmach, w tej formie przekazu?
WD: Mnie pociąga obraz, wizualność. Nie wiem jak to powiedzieć, ale ja przede wszystkim widzę filmy. Lubię filmy inspirowane dziełami sztuki. Uwodzą mnie takie dzieła jak Caravaggio Dereka Jarmana, doceniam filmy takie jak Młyn i krzyż Lecha Majewskiego. Kadr jest przestrzenią, w której może rozgrywać się dzieło sztuki. Trzeba tylko wiedzieć jak to pokazać.
MW: Ja mam podobne odczucia, dla mnie film musi opowiadać historię za pomocą własnych, czysto filmowych środków wyrazu. Oczywiście może przy tym kreatywnie korzystać z innych dziedzin sztuki jak Dogville Larsa Von Triera z teatru czy Pomost Chrisa Markera z fotografii. Nie przepadam natomiast za kinem opartym niewolniczo na słowie i na dialogach. Bardzo istotna jest dla mnie strona audiowizualna, nietypowe ustawienia kamery, długie i nieprzerwane ujęcia, montaż kreujący narrację, a nie tylko pokazujący kolejne wydarzenia, muzyka tworząca klimat.
Ulubiony reżyser, ulubiony film, aktor. Kogo szanujecie w tej branży? Kto Was inspiruje? Tworzenie własnych filmów
WD: Najlepszym filmem, jaki do tej pory widziałam jest Fanny i Aleksander Ingmara Bergmana. Jest to dzieło skończone i o dziwo jak na Bergmana, bardzo optymistyczne. Stanowi zarazem kwintesencję mojego ulubionego nurtu, tzn. realizmu magicznego. Mogłabym wymieniać tutaj filmy takie jak Sanatorium pod klepsydrą Wojciecha Hasa, Duża ryba Tima Burtona czy Niebo nad Berlinem Wima Wendersa. Oczywiście twórcy, tacy jak Lars Von Trier, Wes Anderson, Werner Herzog, Peter Weir należą do mojej czołówki, ale wymieniać mogę długo. Doceniam twórców, którzy dopiero rozpoczynają swoja przygodę z kinem, ale nie mogę jeszcze powiedzieć, że ich nazwisko jest gwarancją dzieła filmowego, które mnie usatysfakcjonuję. Wymienieni twórcy również nie dają tej gwarancji. Melancholia Von Triera jest genialna, ale Dom, który zbudował Jack to już efekt zapatrzenia we własny geniusz. Filmy dokumentalne Herzoga oglądam z dużym zainteresowaniem, natomiast jego obecne dzieła fabularne świadczą raczej o twórczym zagubieniu. Ze względów wizualnych wysoko cenię też ekspresjonizm filmowy. Jeśli chodzi o aktorów, to z pewnością Willem Dafoe, Mads Mikkelsen, Viggo Mortensen, Ralph Fiennes czy Tilda Swinton są gwarancją tego, że bez względu na gatunek filmowy, film ten z pewnością zobaczę, chociaż nie zawsze jest to gwarancją jakości.
MW: Lista moich ulubionych reżyserów i filmów wciąż się rozszerza, bo wciąż nałogowo poszukuję i oglądam. Co do reżyserów, trudno wymienić wszystkich, których cenię, ale na pewno są to Alfred Hitchcock, Brian De Palma, Steven Spielberg, Ingmar Bergman, Luis Buñuel, Michelangelo Antonioni, Andriej Tarkowski, Lars Von Trier, David Lynch, Alain Resnais, Louis Malle, Chris Marker, Dario Argento, Lucio Fulci, Béla Tarr, Stan Brakhage, Chantal Akerman. Na pewno kogoś pominąłem. Co do filmów, moja czołówka nie zmienia się od lat: Szczęki Spielberga, które zobaczyłem w wieku 6 lat, sprawiły, że zafascynowałem się sztuką filmową, Stalker Tarkowskiego, dla mnie film niemal idealny i niezmienny punkt odniesienia, Jak w zwierciadle Bergmana, psychodrama doskonała, dzieło ascetyczne, a jednocześnie pozbawione jakichkolwiek zbędnych elementów. Z drugiej strony są też dzieła, które wpłynęły na mnie jako twórcę. Z najbardziej inspirujących dzieł, mógłbym – oprócz Stalkera – wymienić filmy Medea i Antychryst Larsa Von Triera, Begotten E. E. Merhige’a, filmy Jeana Epsteina, Brakhage’a, Jonasa Mekasa czy Akerman i Tarra. Trudno mi natomiast wymienić ulubionych aktorów, jest ich chyba zbyt dużo.
TWORZENIE WŁASNYCH FILMÓW

Zajmujecie się z Mariuszem tworzeniem filmów – reżyseria, scenariusz, montaż, produkcja – skąd ten pomysł i i kiedy się to zaczęło? I oczywiście jaki jest podział ról?
WD: Zaczęło się to na studiach, wtedy działaliśmy grupowo. Więcej ludzi to więcej pomysłów, nowe idee dotyczące kina, metody operatorskie. To w jaki sposób i co chcemy przekazać. Lata minęły. Chociaż nadal trzymamy się z Mańkiem, czy Piotrem Zarzyckim, z oczywistych względów liczba osób jest ograniczona. Niedawno realizowaliśmy projekt w 48 godzin. Ja wpadłam na pomysł, a Mariusz wziął kamerę i poszedł do lasu. Piotr Zarzycki dokręcił sceny w Warszawie. Wygląda to jak artystyczny film niezależny, bo tak był zrealizowany.
MW: Od początku działamy w ramach kina niezależnego. Nie takie były plany, ale życie sporo zweryfikowało. Zawsze interesowała mnie reżyseria i realizacja zdjęć, więc w tym kierunku poszedłem. Często też grywam w naszych filmach, komponuję ścieżkę dźwiękową oraz montuje. Kiedyś to był wymóg – w sumie nadal jest – natomiast zmieniło się moje nastawienie. Wszystkim zajmujemy się sami, a filmy w większości przypadków nie mają żadnego budżetu. Tworząc kino naprawdę niezależne, często za darmo, jest znacznie trudniej się przebić, ale z drugiej strony zachowujemy pełnię kontroli nad kształtem filmów.
Wasz dorobek jest imponujący i robi ogromne wrażenie. Tworzenie filmów daje Wam satysfakcję? Jesteście dumni z tego co robicie?
WD: Oczywiście, że jestem dumna. Szczególnie z Mariusza, bo to on gra pierwsze skrzypce. Jednak podczas samej realizacji nie czuję tak bardzo, że robimy coś ważnego. Skupiam się na bieżącym projekcie.
MW: Realizacja filmów była moim marzeniem od czasu wczesnych studiów. Nie wyobrażałem sobie innej drogi życiowej, bo kino jest moją największą pasją. Myślałem wprawdzie, że będę robił filmy w bardziej profesjonalnych warunkach, ale jestem zadowolony z wielu obrazów. Mamy kolejne ambitne plany. Zobaczymy co z nich wyniknie.
Jaki jest odbiór Waszej twórczości? Są to głównie filmy dokumentalne, z tego co wyczytałam. Jaką tematykę w nich podejmujecie?
WD: To, że publiczność najbardziej doceniła naszą twórczość dokumentalną jest dla mnie bardzo ważne. Jestem współautorką większości naszych dokumentalnych projektów i cieszą mnie sukcesy jakie odniosły. Nie zapominamy jednak o filmach eksperymentalnych i animacjach, które stanowią ważny element w naszym dorobku. Filmy, które ostatnio zrobiliśmy spotkały się z przychylnym odbiorem. Moja mama powiedziała, że widać w 2020. Dzienniku izolacji inspirację twórczością Tarkowskiego, co było dla Mariusza bardzo miłe. Słyszymy wielokrotnie, że ten film jest przygnębiający i smutny, ale opowiada on o tym roku, który dla wszystkich był bardzo ciężki.
MW: Zanim poznaliśmy się z Wandą na studiach, ja realizowałem pierwsze amatorskie animacje. Na studiach na UG, zwłaszcza doktoranckich zainteresowałem się kinem eksperymentalnym i sztuką współczesną. Jednocześnie fascynowało mnie eksperymentujące z narracją kino fabularne realizowane dokumentalnymi metodami i odwrotnie. Dokument wydaje mi się od kilku lat najbliższy, sam zresztą ostatnio zaczytuję się w reportażach i literaturze faktu, podczas gdy fikcja w literaturze ostatnio zupełnie mnie nie interesuje. Tematyka i forma jest bardzo zróżnicowana. W jednym z artykułów o naszych ostatnich filmach napisano, że interesuje nas tematyka społeczna. Kilka dokumentów poświęciliśmy też tematom II Wojny Światowej. W fabułach i animacjach skupiałem się dotychczas na tematach apokalipsy, snów, związków kultury i natury. Często sięgałem po gatunek horroru.
Pierwsze sukcesy i nagrody – co to było, jakie wrażenia i emocje Wam w związku z tym towarzyszyły? Było to dla Was zaskoczenie?
MW: Do dzisiaj pamiętam emocje, jakie towarzyszyły pierwszym publicznym pokazom wczesnych filmów, przede wszystkim Somnusa (2010) na niezależnych festiwalach filmowych. Zwłaszcza z drugim z wymienionych filmów łączyłem duże nadzieje, bo w największym stopniu odzwierciedlał moje rosnące zainteresowanie awangardą filmową. Do dzisiaj zresztą uważam ten film za jeden z najciekawszych jakie razem zrobiliśmy. Pierwszą nagrodę jaką otrzymał reżyserowany przeze mnie film to 3. miejsce na niezależnym festiwalu horrorów za krótką animację z 2011 roku Las żywych trupów. Pamiętam, że byłem bardzo zaskoczony, bo to film amatorski, zrealizowany całkowicie za darmo, ze scenografią zbudowaną z tego co znalazłem w piwnicy i w ogrodzie.
Filmy – to Wasz sposób na życie czy po prostu życiowa pasja? A może jedno i drugie?
WD: Dla mnie filmy nie są ani jednym, ani drugim. Są jednym z kilku fascynujących mnie dziedzin. Uwielbiam literaturę, czytanie książek sprawia mi wielką przyjemność, czemu daję upust niejednokrotnie na portalach społecznościowych. Realizacja filmów jest bardzo często adaptacją moich niezrealizowanych projektów na opowiadania. Kocham kino i cieszę się, że mogę być jego współtwórcą, ale jednocześnie nie postrzegam go w kategoriach pasji życiowej czy sposobu na życie, bo to ograniczało by moje fascynacje.
MW: Zdecydowanie jedno i drugie. Jestem kinomanem od wczesnego dzieciństwa. Gdy zacząłem kręcić własne filmy, odkryłem, że to jest właśnie to, co chciałbym robić w życiu. Obecność na profesjonalnych planach filmowych tylko utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Nie wyobrażam sobie życia bez kolejnych projektów filmowych i mam nadzieję, że wreszcie uda się nam zdobywać lepszy budżet lub dofinansowanie na ambitniejsze dzieła.

Z jakiego filmu jesteście najbardziej dumni? Który z nich jest według Was najlepszy i dał najwięcej satysfakcji?
WD: Osobiście moim ulubionym, który zrobiliśmy jest Krzyż. Chociaż doceniam również inne nasze projekty. Nasz wczesny Somnus Redux wywołuje we mnie emocje równie silne jak wiele znanych obrazów. Doceniam nasze dokumenty. Z nostalgią wspominam realizację Miłość do blondynki, bo było to nasze pierwsze większe przedsięwzięcie tego typu. Mówi też o miłości do kina, a więc opowiada trochę o każdym z nas.
MW: Ja mam nieco innych faworytów niż Wanda. Najstarszy z naszych filmów, który stawiam w czołówce to Somnus z 2010 roku, krótki surrealistyczny horror, o mężczyźnie, któremu rzeczywistość miesza się z własnymi urojeniami. Film ten zresztą nie dawał mi spokoju, poprawiłem go, dokręciłem kilka scen i wydałem jeszcze raz dwa lata później jako Somnus Redux. Zależało mi na wzbudzeniu skrajnych reakcji zarówno przez fabułę, jak i stronę audiowizualną. Zdjęcia nakręciłem świadomie najgorszą kamerą, jaką mieliśmy, a muzyka jaką skomponowałem jest mroczna i atonalna. Pamiętam reakcję na ten film na jednym z pokazów, gdy jeden z widzów stwierdził, że film wygląda, jakby zrobiła go osoba chora psychicznie. Jakkolwiek to brzmi, uważam, że to największy komplement jaki słyszałem o naszej pracy, gdyż skłonił kogoś do takiego odbioru.

Bardzo ważnym filmem jest Performance z 2011 roku. Nasz pierwszy festiwalowy sukces, którym chwaliliśmy przez kilka lat. Jest to też najbardziej reprezentatywny przykład fabuły i fragmentarycznej narracji, którą powtarzamy niemal do dzisiaj: bohater, o którym niewiele wiemy, wykonuje codzienne czynności niemal automatycznie, jest zniechęcony życiem, wzbiera w nim agresja i depresja. W końcu decyduje się na radykalne kroki.

Za wczesne opus magnum uważam pełnometrażowy film Fa(e)ces z 2012 roku. Pomysł był prosty, zaproponował go Mariusz Hybiak, z którym zrealizowaliśmy ten film w ciągu kilku tygodni. Razem go wymyśliliśmy, nakręciliśmy i zagraliśmy role aktorskie. Wanda uważa ten obraz za zbyt hermetyczny, z czym w zupełności się zgadzam. Fabuła jest bardzo umowna: ona poznaje jego, pojawia się nieznajomy, który okazuje się aniołem śmierci, który przyniesie całkowitą zagładę. Pamiętam, jak ktoś w Trójmieście zareagował na Mańka: „To ty wychodziłeś z lasu przez 5 minut na początku takiego dziwnego filmu?” Rzeczywiście to czas jest tutaj głównym bohaterem. Fa(e)ces nakręciliśmy bardzo długimi ujęciami, które obserwują rzeczywistość, kreując przy tym określone sensy.
Nie ukrywam, że dużo pozytywnych emocji przyniósł krótki dokument Pan Werner z 2016, chociaż nie jest on dziełem ani autorskim, ani takim, z którym się szczególnie utożsamiam. Po raz pierwszy za to zobaczyłem, że ludzie z przyjemnością i uwagą reagują na nasze filmowe dziecko. To zmieniło moje podejście, bo zaczął się liczyć odbiorca, o którym wcześniej często zapominałem. Pamiętam, jak prof. Krzysztof Kornacki z UG powiedział o naszej krótkiej fabule Krzyż z 2014 roku, że jest ciekawa i robi wrażenie, ale chyba tylko filmoznawcy i krytycy sztuki zrozumieją, o co nam chodziło.

Z pewnością tegoroczny 2020. Dziennik izolacji jest dziełem istotnym. Z jednej strony jest bardzo autorskie z odwołaniami do fascynacji filmowych (nurt slow cinema), z drugiej strony jest nastawiony na odbiorcę, bo nie chcemy trafić w próżnię. Dosyć pozytywny odbiór tego filmu jest motywujący, a od paru lat z motywacją do dalszej pracy bywało różnie.
FILMY W CZASACH PANDEMII

Jak Wy znosiliście czas izolacji? Jakie refleksje budzi w Was ten dziwaczny czas?
WD: Czas izolacji był najtrudniejszy nie dla nas, a dla Dawida. Umieścić 2,5-letniego chłopca w mieszkaniu jest strasznym ograniczeniem. Dziecko chce poznawać świat, tym bardziej że była wiosna, a zamiast tego pozostaje mu eksplorowanie pokoi.
MW: Jestem introwertykiem i okres pierwszego lockdownu wywołał we mnie zupełnie odwrotne do większości osób reakcje. Człowiek jest jednak istotą społeczną. Minęło kolejne kilka miesięcy, a my żyjemy ciągle w niepewności i niewiedzy co dalej, zarówno pod względem pandemicznym, jak i politycznym w państwach, które są dla nas ważne – w Polsce i w Wielkiej Brytanii. W tej chwili mam już szczerze dość tego co się dzieje i nie chciałbym ciągle obawiać się o to, co przyniesie jutro.
A Diary of Isolation – minimalistyczny film utrzymany w czarno-białej stylistyce, jest zapiskiem czasu izolacji z Waszej perspektywy. Wspólny, rodzinny czas, puste ulice. Mnie osobiście nastroił dość depresyjnie i pesymistycznie ale myślę, że filmy czy książki powinny też podejmować ten temat, bo ten czas z perspektywy czasu będzie istotnym okresem w historii. Co Was skłoniło do nakręcenia tego dokumentu? Jakie były Wasze intencje?
WD: Pamiętam, że oglądaliśmy Przystanek Alaska i odcinek opowiadał akurat o młodym dokumentaliście, który zdecydował się na rejestrację tego, co go otacza. Powiedziałam Mariuszowi, że powinien sam też to zrobić, tym bardziej, że żyjemy w niezwykłych, choć przykrych czasach. Mariusz tak zapałał entuzjazmem to tego pomysłu, że nawet tego samego wieczoru zrealizował pierwsze zdjęcia.
MW: Pomysł przyszedł spontanicznie, tak jak w większości przypadków naszych projektów. Z racji, że realizujemy je niezależnie nie ma problemów z przygotowaniem wszystkich elementów – robimy to po prostu sami. Wybrałem taką formę, aby pokazać codzienność w niezwykłych okolicznościach. Przed kamerą odbywają się zwyczajne czynności, dodatkiem jest pandemia i rozmowy o lockdownie.

Film zdobył nagrodę za Najlepszy Krótki Film Dokumentalny („2020. Dziennik izolacji”) na Kosice International Monthly Film Festival w Słowacji. To była jedyna nagroda czy coś przeoczyłam? Spodziewaliście się takiego sukcesu tego dokumentu? Jakie były recenzje?
MW: Recenzje są raczej pozytywne, dotyczą przede wszystkim nietypowej formy. Na festiwalu filmów emigracyjnych Emigra w Warszawie, gdzie film dostał drugą nagrodę podkreślono, że nasz film ciekawie dostosowuje swoją narrację do czasu pandemii. Dostaliśmy jeszcze kilka innych nagród za granicą, na Rome Independent Prisma Awards, gdzie dostał nagrodę za najlepszy krótki dokument, a także wyróżnienia w Los Angeles na Global Shorts czy w Pradze na Prague Monthly Independent Film Festival. Mamy nadzieję, że jeszcze uda się zaprezentować film na kilku konkursach.
PRZYSZŁOŚCIOWO
Jakie macie plany na Nowy Rok? Szykujecie coś nowego? Film lub książkę? Czy to raczej wychodzi spontanicznie? Jak w ogóle wygląda Wasz proces twórczy?
WD: Planów jest wiele. Ja sama pracuję nad kilkoma projektami literackimi. Planujemy również film fabularny pełnometrażowy oraz krótki dokument. Wydaje mi się, że świat, który nas otacza jest na tyle fascynujący, że nigdy nie zabraknie pomysłów.
MW: Wiele filmów powstało bardzo spontanicznie. Nie zdziwię się, jeśli w przyszłym roku też tak się stanie. Tak jak powiedziała Wanda, po głowie chodzą mi od paru lat pomysły na 2 filmy fabularne. Zwłaszcza jeden projekt bardzo powoli rozwijam. Idea całkowicie karkołomna. Bardziej realistycznie patrząc na plany, chcemy nakręcić kolejny krótkometrażowy dokument. Co do książek, nie chciałbym, aby był to zamknięty rozdział. Wydaliśmy pod naszą redakcją cztery książki. Może za jakiś czas coś wymyślimy, na to też są pomysły.
Czego Wam życzyć na nadchodzący nowy 2021 rok?
WD: Zdrowia. Myślę, że ten rok był bardzo smutny i nawet wiele z naszych pomysłów nie udało się zrealizować ze względu na pandemię. Chciałabym, aby przyszły rok przyniósł nam dużo otuchy i wiary w człowieka. Pomysły zjawią się wtedy same.
MW: Tak, przede wszystkim zdrowia. Chciałbym, aby świat wrócił na swoje tory, chociaż bardziej świadomy nietrwałości wszystkiego, co nas otacza. Może pomoże to pójść nam wszystkim w lepszym kierunku.
Dziękuję Wam bardzo za rozmowę. Gratuluję sukcesów i oczywiście trzymam kciuki za nowe projekty. Życzę również zdrowia dla Waszej trójki. Miło było posłuchać o Waszych sukcesach i działalności po latach. Cieszę się, że robicie to co kochacie najbardziej. Jesteście prawdziwymi szczęściarzami.
Wszystkie zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum Wandy i Mariusza. Więcej informacji o ich działalności literackiej i filmowej można znaleźć TU i TU i TU TUTAJ też. Zapraszam serdecznie.
Wiedziałam, że ten wywiad będzie dobry, warto było czekać. Bardzo przyjemnie się Was czyta:-) Życzę wielu dalszych sukcesów!
PS Moja siostra widziała „Ptaki” w wieku 4 lat (babcia miała oryginalny pomysł na rozrywkę dla wnuczki:-D) i po ponad 30 latach wciąż czuje się nieswojo w ptasim towarzystwie;-)
Wywiad jest świetny i bardzo mi się podoba 🙂 Wiedziałam, że Tobie też się spodoba 😉
„Ptaki” w wieku 4 lat? Wow … Biedna Twoja siostra 😀 babcia pewnie nie chciała, żeby Twoja siostra oglądała głupie bajki, więc wybrała coś ambitniejszego 😀